Więc najpierw porwałam się na twaróg. Robi się już po raz chyba trzydziesty - jutro przylatuje do nas Dziadzia (czyli mój tato) i chcę mu przynajmniej oszczędzić (na tyle na ile to możliwe) szoku kulinarnego (bo kulturowego to mu nie oszczędzę).
A skoro przylatuje, to już od wielu tygodni tworzyłam listę pierwszych potrzeb (i drugich, i trzecich - to priorytety, bez których się nie obeszło!) w temacie produktów które musiałby tu ze sobą przemycić, bo bez nich żyć się tu nie da, albo życie mniej daje frajdy. Trafił tam też w ostatniej chwili majonez - Kielecki oczywiście - bo się właśnie skończył jedyny nasz słoik.
Jednak ostatnio sama pogrzebałam w necie, w poszukiwaniu cudownego przepisu na "kielecki domowej roboty". Szukałam tak, z głupia frant. Ale... znalazłam! A że przypomniałam sobie, że znalazłam, to majo zaraz potem jak się na niej pojawił, ambitnie został z tej listy wykreślony.
I dzisiaj pomyślałam, że zrobię próbę, z jednego jajeczka - wzięłam pierwszy lepszy przepis (z tych, które mi się spodobały) i pięć minut później - VOILA !
Aż się dziwię i obfotografować musiałam, bo przecież taka na przykład bita śmietana to mi nie wychodzi zupełnie odkąd skończyłam jakieś 15 lat (no dobra, jakieś 2 z hakiem raza więcej). Więc czemu miałby mi wyjść majonez! A tu proszę.. Istny Master Chef ;]
Dzielę się więc przepisem i zaraz muszę poczytać, czy takie surowe żółtko to nie zaszkodzi maluchowi. Bo przecież z Moim Przedszkolaczkiem (bardziej by się rymowało - z moim Potworem.. ale dobrze, na razie zostawimy słodkie pici-pici, a następnym razem mu nie podaruję) też bym się chciała podzielić moim wytworem!
HOW TO :
Składniki trzeba włożyć do pojemnika, zalać olejem. Włożyć blender tak by dotykał żółtka i dna, odczekać kilka sekund. Włączyć blender ostrożnie (tryb pulsacyjny), na razie nie ruszając - czekać aż majonez połączy się w jednolitą masę. Wówczas ostrożnie i wolno ciamkać blenderem w górę i w dół, aż powstanie bardzo gęsta i gładka emulsja. Stopniowo i ostrożnie dolewać gorącej wody w celu uzyskania pożądanej konsystencji i białego koloru kremu. Przełożyć do słoika i przechowywać w lodówce do tygodnia.
A skoro przylatuje, to już od wielu tygodni tworzyłam listę pierwszych potrzeb (i drugich, i trzecich - to priorytety, bez których się nie obeszło!) w temacie produktów które musiałby tu ze sobą przemycić, bo bez nich żyć się tu nie da, albo życie mniej daje frajdy. Trafił tam też w ostatniej chwili majonez - Kielecki oczywiście - bo się właśnie skończył jedyny nasz słoik.
Jednak ostatnio sama pogrzebałam w necie, w poszukiwaniu cudownego przepisu na "kielecki domowej roboty". Szukałam tak, z głupia frant. Ale... znalazłam! A że przypomniałam sobie, że znalazłam, to majo zaraz potem jak się na niej pojawił, ambitnie został z tej listy wykreślony.
I dzisiaj pomyślałam, że zrobię próbę, z jednego jajeczka - wzięłam pierwszy lepszy przepis (z tych, które mi się spodobały) i pięć minut później - VOILA !
Aż się dziwię i obfotografować musiałam, bo przecież taka na przykład bita śmietana to mi nie wychodzi zupełnie odkąd skończyłam jakieś 15 lat (no dobra, jakieś 2 z hakiem raza więcej). Więc czemu miałby mi wyjść majonez! A tu proszę.. Istny Master Chef ;]
Dzielę się więc przepisem i zaraz muszę poczytać, czy takie surowe żółtko to nie zaszkodzi maluchowi. Bo przecież z Moim Przedszkolaczkiem (bardziej by się rymowało - z moim Potworem.. ale dobrze, na razie zostawimy słodkie pici-pici, a następnym razem mu nie podaruję) też bym się chciała podzielić moim wytworem!
HOW TO :
- 1 żółtko
- 1 niepełna łyżka musztardy Dijon (ufff, miałam!)
- 1 łyżeczka białego octu (w oryginale winnego, ja dałam jabłkowy)
- 1 niepełna łyżeczka cukru
- 1/5 łyżeczka drobnej soli
- 1 niepełna szklanka oleju o neutralnym smaku (użyłam słonecznikowego)
- 1-2 łyżki gorącej wody
Składniki trzeba włożyć do pojemnika, zalać olejem. Włożyć blender tak by dotykał żółtka i dna, odczekać kilka sekund. Włączyć blender ostrożnie (tryb pulsacyjny), na razie nie ruszając - czekać aż majonez połączy się w jednolitą masę. Wówczas ostrożnie i wolno ciamkać blenderem w górę i w dół, aż powstanie bardzo gęsta i gładka emulsja. Stopniowo i ostrożnie dolewać gorącej wody w celu uzyskania pożądanej konsystencji i białego koloru kremu. Przełożyć do słoika i przechowywać w lodówce do tygodnia.
No z Kieleckim to my przeżyjemy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz