Dzisiejszy wpis będzie wyjątkowo długi i naładowany opisami.. Bo też temat nielekki. Jakże z innego świata..
Spytałam dzisiaj naszego kierowcę, tak z głupia frant, czy dalej w Indiach są popularne podziały na kasty. Właściwie wiedziałam, że przecież są, ale chciałam jakoś nawiązać do kolejnych pytań, które chodziły mi po głowie. A mianowicie, czy jego rodzina bierze pod uwagę jego ewentualny ożenek z kobietą z innej kasty, na przykład (w domyśle: żeby przyspieszyć nieco poszukiwania, bo coś się przeciągają;)) Nie żebym miała na myśli siebie, jam zajęta (tego mu nie powiedziałam, bo nie wiem jak u nich z poczuciem humoru - jednak co kraj to obyczaj, a przynajmniej co kraj to nieco inny rodzaj humoru.. wiem z domu, ha;)).
A on mi na zawołanie zaserwował historię całkiem świeżą, bo z wczoraj. I mało optymistyczną. Pokazał mi nawet film z kamer przemysłowych, na którym było widać, co się stało..
Wczoraj otóż jeden pan, młody pan bo 22-letni, wychodząc ze sklepu z ukochaną żoną (po ślubie 8 miesięcy ledwie) został zasztyletowany wielkim nożem, w rodzaju tych gigantów do kokosów, przez trzech gości, którzy następnie spokojnie (naprawdę spokojnie!) oddalili się na motorze z miejsca "wypadku", nie zatrzymywani przez nikogo (a było ich komu zatrzymać! ludzi wokół było z tysiącpińcet..) Ludziska się gapili, i nic.. Niektórzy szli dalej.. Chłopak umarł, dziewczyna na razie jest w szpitalu. Bo, zapomniałam dodać, dziewczynę też dźgnęli - i to z tego, co widziałam, nie raz i nie dwa..
Zszokowana, opowiedziałam o tym w dwóch słowach w przedszkolu, żeby zagaić i zorientować się, jak to wygląda w opinii pań szefowych przybytku, do którego co dzień chodzi mój syn pierworodny (i jedyny, przynajmniej póki co), i o co w tym wszystkim chodzi.. Sandhya (jedna z szefowych) powiedziała mi, że ona jest Hindu a jej mąż jest chrześcijaninem, u nich z tym problemu nie było, ale w mniejszych miastach i wioskach Indii, zwłaszcza wśród niewyedukowanych osób i rodzin, jest to niestety nadal bardzo powszechny w Indiach problem, i dość często bywa, że rodziny tak właśnie rozwiązują problem "nieposłusznych" "dzieci".. Każdego dnia dzieją się tu takie rzeczy!
Na początku myślałam, przerażona, że to stało się tuż obok, w Chennai, ale Ramdass "uspokoił" mnie, że jakieś 500 km stąd, na południu stanu Tamil Nadu. Gdyby to wydarzyło się było w Chennai, jakże trudno byłoby mi uwierzyć w to, że takie barbarzyństwa dzieją się w naszych czasach tuż obok, niemal na wyciągnięcie ręki, i w tak "nowoczesnym" (trudne słowo, jeśli by się rozejrzeć dokoła) mieście..! Ale przecież czyż nie jest w to tak strasznie trudno uwierzyć pomimo wszystko?? toż to nie była jakaś wyalienowana i zapyziała (za przeproszeniem) wioska! Na filmie widać ruchliwą ulicę pełną samochodów, riksz, ludzi, spieszących za swoimi sprawami i całkiem współcześnie ubranych (zwłaszcza mężczyzn, bo kobiety noszą się tu dużo bardziej tradycyjnie, a ujrzeć tutejszą dziewczynę w t'shircie i jeansach to dla mnie prawdziwy "miód na oko".. ale nie o tym)..
Dlaczego dla tych ludzi, dla sprawców, dla pomysłodawców tych czynów, jest to aż tak istotne, że rodziny posuwają się do takich ostatecznych i barbarzyńskich okrucieństw wobec swoich (chyba kiedyś ukochanych?!) córek, sióstr, kuzynek??? Czy nasze proste, europejskie i zachodnie umysły kiedykolwiek to ogarną? Ilu dziesiątek, a może setek lat potrzeba, by to się zmieniło? Ilu jeszcze trzeba ofiar miłości i własnych wyborów??
Sandhya dodała, że jak zacznę wgłębiać się w opisy tutejszych systemów kastowych, zdziwię się zapewne, jakie to jest skomplikowane.. Oprócz kast istnieją też ich jakieś podgałęzie, a te wszystkie podziały tworzą się od tysięcy lat.. Każdy przedstawiciel danej kasty posiada tzw."certyfikat urodzenia". O ile dobrze zrozumiałam, w niektórych przypadkach jeśli osobnik płci X z kasty wyższej zada się z osobnikiem płci Y z niższej /niskiej kasty, wtedy cała rodzina zostaje naznaczona jakimś nieuchwytnym (dla mnie przynajmniej) piętnem i traci swą "wartość" na drabinie społecznej (może nawet spada do niższej kasty?) - stąd zależy im tak bardzo na utrzymaniu "czystości", bo w tej sytuacji to nie tylko "jakaś tam" kwestia indywidualna, ale sprawa honoru / dyshonoru i statusu całej rodziny..
Doczytałam też później (bo znalazłam w 'internetach' na ten temat wzmiankę, no i film również), że zabity chłopak należał do Dalitów. Cóż to jest? Otóż Dalici to tzw.untouchables / niedotykalni - najniższy w hierarchii szczebel, a właściwie nawet grupa która nie zalicza się do żadnej z kast, jest poza systemem.. Do grupy "wrzucono" bezdomnych, zbieraczy śmieci, rybaków, praczy.. często można ich rozpoznać po sposobie ubierania się, lub po (najciemniejszym z tutejszych) kolorze skóry. Przynależność do Dalitów jest dziedziczona, przechodzi z ojca na syna, nic się z tym nie da zrobić, w żaden sposób nie można tego zmienić.. Dla wielu pozostałych, kontakt z nimi (wedle przeczytanej przeze mnie ostatnio "Hinduskiej służącej", bardzo ciekawej skądinąd książce, której akcja rozgrywa się w Chennai zresztą), a wedle niektórych nawet skrzyżowanie spojrzeń, oznacza przewinienie duchowe, i wiąże się z koniecznością odkupienia za grzechy - jeśli w ogóle możliwe jest ich odkupienie i powrót na "swoje" miejsce w hierarchii.
Może dla zainteresowanych więc trochę teorii.. Cytując za jednym z portali (a konkretnie, pdf.edu.pl) :
"Dalitów w Indiach jest 180 milionów (w innych źródłach wspominają o 270 milionach). Pozbawieni łaski bożej, bez prawa do reinkarnacji, żyją najczęściej w skrajnym ubóstwie i permanentnym poczuciu dyskryminacji. Wierzą, że to ich karma - kara za grzechy popełnione w poprzednich wcieleniach. W jednej ze świętych ksiąg hinduizmu – Rygwedzie - zapisany jest hierarchiczny podział społeczeństwa hinduskiego według wykonywanych zawodów na warny (podobnie do średniowiecznych stanów europejskich) i tysiące dźati (popularnie nazywane kastami, mniejsze grupy plemienne w ramach warn), co w dosłownym tłumaczeniu oznacza „urodzenie”. Przynależność do jednej z kast staje się bowiem piętnem na całe życie, a awans społeczny możliwy jest tylko poprzez reinkarnację w kolejnym wcieleniu, jeśli dobre uczynki na to pozwolą. Hindusi wierzą, że warny tworzące system społeczny są dziełem Brahmy, Stwórcy Wszechświata, który najwyżej w hierarchii umiejscowił braminów (kapłanów, filozofów, uczonych), potem kszatrijów (polityków, urzędników, wojskowych), wajśjów (kupców, rolników, rzemieślników) a na końcu śudrów (służbę, robotników). W cieniu ich wszystkich funkcjonuje jednak odrębna grupa ludzi wykluczonych z systemu kastowego - dalitów nazywanych też pariasami lub niedotykalnymi. Dlaczego nie wolno ich dotknąć? Status dalitów zapisany jest w Księdze Manu - ten swoisty komentarz do świętych ksiąg hinduizmu utożsamia ich z psami, kogutami i świniami, kojarzonymi przez hindusów z nieczystością. Niekiedy nawet spojrzenie niedotykalnego lub kontakt z jego cieniem uważa się za przewinienie duchowe, które wymaga natychmiastowej rytualnej kąpieli oczyszczającej. A to dlatego, że zostali oni namaszczeni do wykonywania zajęć niegodnych wyższych kast - wymagających kontaktu ze zwłokami, padliną, krwią, potem i ekskrementami. Są wśród nich palący ciała w czasie pogrzebów, rybacy, rzeźnicy, szewcy i garbarze wyprawiający skóry zwierzęce, zamiatacze ulic, czyściciele latryn i pracze.
W biedniejszych regionach, szczególnie na południu Indii, gdzie stosunek do „podludzi” bywa wyjątkowo wrogi, mieszkają całe wioski niedotykalnych, tworząc bezpieczne enklawy, wyizolowane od reszty społeczeństwa. Kpiny, szykany i akty przemocy wobec dalitów nie są rzadkością, jednak policja często nie reaguje, lub staje po stronie atakującego. Pariasi zmuszani są do korzystania z osobnych toalet, jedzenia w osobnych pomieszczeniach lub na zewnątrz. Wodę, której wszędzie w Indiach brakuje, pariasi mogą czerpać jedynie ze studni używanej przez pobratymców np. w innej wiosce kilka kilometrów dalej.
W większych miejscowościach „pozakastowi” wedle obyczaju nie mają wstępu do parków i świątyń, modlą się na zewnątrz. Gdy dalit wchodzi do pomieszczenia pełnego ludzi, „czyści” wychodzą. Wciąż zdarza się, że niedotykalni padają na kolana przed braminem.
Skrajną formą nienawiści międzykastowej jest tzw. bramiński terroryzm, którego dalici padają ofiarami, często w brutalny sposób - wieszani, paleni, ćwiartowani. Gdy w lokalu poproszą o herbatę, są pytani o pochodzenie. Odpowiadając „dalit” otrzymują ją w szklanym naczyniu, które muszą potem dokładnie umyć - nikt nie dotknie zbrukanych dalickich przedmiotów.
Jak każda grupa uciśniona walcząca o swoje prawa, również i niedotykalni mają swoich bohaterów. Jednym z nich był Mahatma Gandhi, który nazywając niedotykalnych harijan, czyli „dzieci Boga”, manifestował ich równouprawnienie. Razem z (..) Bhimrao Ramji Ambedkarem, doprowadził do sformułowania art. 17 konstytucji Indii z 1947 roku, mówiącego o zniesieniu „niedotykalności” i zakazie jej praktykowania, pod groźbą kary. Ambedkar, jako pierwszy w historii niedotykalny z wyższym wykształceniem zdobytym na Zachodzie i z bagażem doświadczeń demokracji, powrócił, by zmieniać swój kraj. Dzięki jego staraniom indyjskie prawo uznało dyskryminację dalitów za nielegalną. Ponad tysiącu grup przyznano specjalny status Scheduled Caste (posiadają one certyfikat kastowy) gwarantujący ochronę, możliwość mieszkania w miastach, prawo do edukacji, a nawet udziału w polityce."
Jak czytamy dalej jednak, teoria i prawo sobie, a wielowiekowa tradycja sobie, i ona niestety nadal sprawia, że Dalici nadal w wielu miejscach i regionach traktowani są jak "podludzie". Za życia nie mogą przekroczyć progu świątyni, a po śmierci nawet liczyć na to, że ich zwłoki zostaną spalone..
Dziedziczenie "życia" nadal sięga zenitu. Nawet jeśli zenit bywa brukiem.
Dziedziczenie "życia" nadal sięga zenitu. Nawet jeśli zenit bywa brukiem.
Ehh, incredible India... Do zrozumienia Was droga daleka. Jak mawiają ci z dłuższym stażem: nie ma opcji, tego co według ciebie trzeba tu zmienić - nie zmienisz, musisz je po prostu zaakceptować takimi, jakimi są. Tylko jak?

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz