sobota, 31 października 2015

Na nowych (indyjskich!) śmieciach.. Pierwsze miesiące i pierwsze rozterki

Spędzam tegoroczne Wszystkich Świętych znów poza krajem.. Dwa dni temu Mau podzielił się na facebooku pięknymi zdjęciami zrobionymi na polskich cmentarzach przez różnych fotografów 1 listopada, w poprzednich latach. Oj, łza solidnie mi się zakręciła w oku. No bo Babcia kochana.... no bo Ciocia – nie do zdarcia przecież! I to jedna za drugą, w tym roku, odeszły.. a mnie tam nie ma. Nie mogę kupić kwiatka, zapalić świeczki.. Fi nie może tego niepowtarzalnego klimatu poczuć, obejrzeć.. Pomijając, że być może w tym roku nie zobaczy nawet ..Świąt Bożego Narodzenia! I nie daj Boże - śniegu..!
Bo jesteśmy w Indiach.
Jesteśmy w Indiach, i dzisiaj wyszliśmy z domu opatuleni w ręczniki, prosto na basen.. Niby fantastycznie! ale co to za jesień, powiedzcie.. A gdzie kasztany, żołędzie, liście kolorowe.. gdzie góry mieniące się złotem czerwienią pomarańczą i resztkami zieleni?
Smutno jakoś. Brakuje mi tego naszego klimatu i tego naszego "klimatu" też.
Bez komentarza .. <3 


Moje melancholijne klimaty podbudowuje też fakt, że do tego wszystkiego naszego Bąbla wysyłam po raz pierwszy do żłobka, już od poniedziałku, czyli za dwa (!) dni... Będę z nim oczywiście tam warowała przez "x" pierwszych dni, ale jednak.. Wiem, że nam obojgu to (bardzo) dobrze zrobi, ale jakoś mi tak smutniarsko.. Na razie to będzie i tak tylko godzinka lub może dwie, jedziemy razem, wracamy razem, drzemeczka po staremu.. Więc nic mu nie ubędzie, a tylko przybędzie. No ale z czasem mnie będzie tam coraz mniej, a i on będzie tam coraz dłużej (oby!). Małe dzieciaki, rysowanie, zabawy, śpiewanie, joga, czytanie, angielski (ups, może w końcu zacznie nas rozumieć? trzeba mieć się na baczności, bo przyzwyczailiśmy się do tego, że raczej nie kuma i można o wszystkim, np. o tym jak przemycić mięsko do obiadu tak, żeby zjadł i się nie skapnął ;))) Ogólnie, trochę mniej mamusi na co dzień mu nie zaszkodzi, ani rzeczonej mamusi nie zaszkodzi trochę mniej Bąbla. Chociaż łatwo nie będzie. 

Żłobek wybrany (spośród ..dwóch), mały, a nawet bardzo mały, wszystkie dzieciaki upchnięte w jednej grupie, ale jest ich tylko około dziesiątki, więc nie powinno być źle - do tego 3 lub 4 Panie Hinduski, czyli dwie miłe szefowe i dwie asystentki. Dzieci - podobno, bo rozmawiałam z jedną z mam, no i przyglądałam się im chwil kilka na miejscu - zachwycone. Niestety nie ma wypasionego placu zabaw, właściwie nie ma żadnego, jest tylko otwarte patio przed wejściem, a za budynkiem pole wysypane piachem, częściowo (bardzo częściowo) zadaszone - jednak tam wypuszczają rebiatę tylko późnym popołudniem (nazywają to wieczorem), jeśli już, bo wcześniej jest za gorąco.. Tak więc niestety żadnego outdooru nie przewiduję, i bardzo mnie to rozczarowuje.. ale takie są realia. 

W tym drugim żłobku było przecudnie pod tym względem (mięli nawet akwarium z rybkami!), ale był dużo większy, dwa razy droższy, a przede wszystkim trzeba było zapłacić za rok lub przynajmniej za pół roku z góry.. A ja przecież nie wiem "jak to będzie" z moim małym Bąkiem.. Może trzeba będzie odpuścić? i wrócić za jakiś czas? Więc uznaliśmy, że na razie idziemy do małego, mniej wypasionego, ale takiego, gdzie decydować można z miesiąca na miesiąc.
 
Tak czy siak, eksajtyd! 

Żłobek który odpuściliśmy był w dechę ..

Nawet ja bym się tam chętnie zapisała ;)

..ale dopiero zaczynamy, więc mały żłobek i rodzinna atmosfera zwyciężyły :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz