poniedziałek, 6 kwietnia 2020

NOWA RZECZYWISTOŚĆ - pogrom? czy "tylko" okazja do nowej aranżacji życia.

Oto zupełnie nowe czasy. Przejściowo, ale jednak dziś nikt jeszcze nie wie, jak długo ta "chwila" potrwa. Ani jutro, ani nawet za tydzień, nikt nie będzie wiedział. Aż nie minie.
Właśnie zdałam sobie sprawę, że chyba tylko w Budapeszcie nie doświadczyliśmy czegoś aż tak specjalnie różniącego się od znanej nam codzienności, że (w jednych przypadkach) zmieniło nam to chwilowo zwyczaje, czy przewartościowało życie.
Oczywiście poza tym, że urodziło nam się dziecko! ha. W Indiach przeżyliśmy powódź, w grudniu 2015 roku. W listopadzie 2016 roku, także w Indiach, przeżyliśmy (ogłoszone nocą, o ironio) wycofanie banknotów o wartości 500 i 1000 INR (rupii indyjskich), i związane z tym szaleństwo przy (często pustych) bankomatach, i w sklepach, gdzie ludzie nagle nie mogli zapłacić często jedynymi banknotami jakie mieli w swoich portfelach, bo przyjmowały je tylko nieliczne sklepy, których nazwami wymieniali się znajomi ekspaci i ich kierowcy.  W Stanach, latem 2018 roku przeżyliśmy "dzikie" pożary, tzw."wildfires", kiedy to setki ludzi zostało pozbawionych domów i majątku całego życia.. W 2019 kolejne (choć już dalej od nas), oraz - a to już bardzo blisko nas - stosunkowo niewielkie (ale podwójne, więc z niepokojem oczekiwaliśmy następnego, już poważniejszego) trzęsienie ziemi, które to uświadomiło mi jednak, jak bardzo jestem do tego nieprzygotowana i jak okrutnie błędne mogą być moje pierwsze nieświadome reakcje. Że kiedy wybudzają cię drgania ziemi i ścian, ty zamiast biec do dziecka, wskakujesz w pierwszym odruchu ...do szafy. Która nie dość, że nie uratuje twojego dziecka, to ciebie również nie, bo nie jest meblem o solidnej konstrukcji, ale zwykłą wnęką w ścianie, do tego  zabudowaną LUSTRZANYMI drzwiami.. ech, wstyd mi do dziś. Ale teraz już wiem!

Tym razem jednak zdarza się coś bez precedensu. Świat opanował Covid19. Koronawirus. Wirus, który według oficjalnych danych pojawił się po raz pierwszy w grudniu 2019 roku, w Chinach.
16 marca oficjalnie ogłoszono u nas, dla 7 mln osób, stan "Shelter-in-place". Dla mnie, odkąd jesteśmy rodziną, odkąd piszę bloga, jest to pierwszy raz, kiedy stan wyjątkowy dla nas i miejsca w którym mieszkamy, dotyczy też całej reszty świata - choć każdy kraj wprowadza obostrzenia i nowe zasady w różnym czasie i zakresie. Dziwne uczucie, przyznaję.
Jedne z pierwszych, jeszcze nieśmiałych, informacji o wirusie sprawiły, że podczas powrotu z Polski ostatniego dnia stycznia, oboje z Fi przez część podróży mieliśmy na sobie maski. Nie traktowaliśmy tego jednak wówczas poważnie, i pamiętam, że wydawało mi się, że większość ludzi dziwnie na nas patrzy. Wydaje mi się, że jesteśmy w domu całe wieki, ale jednak do dziś, kiedy zaczynam pisać ten post, minęło ledwie 6 tygodni. Teraz większość ludzi nosi maski. Nikt nie patrzy już na nikogo ze zdziwieniem. Covid19 spowodował zamknięcie całych Włoch, prawie całej Hiszpanii, w Polsce i we Francji na 2 tygodnie zamknięte zostały szkoły, a w naszej części Kalifornii do szkół mamy wrócić po ..czterech tygodniach [edit: według niepotwierdzonych oficjalnie, ale wstępnie ogłoszonych informacji z pierwszych dni kwietnia najprawdopodobniej do szkół nie wrócimy przed ..następnym rokiem szkolnym!]. Oczywiście takie jest tylko założenie, bo sytuacja jest niesłychanie dynamiczna i zmienia się cały czas.
Polska ..to straszne, ale Polska właśnie PRZYWRÓCIŁA GRANICE.. Brzmi okropnie, dla tych którzy pamiętają tamte czasy. Ja pamiętam. Wielu młodszych Polaków po raz pierwszy doświadczy sytuacji zamknięcia granic, braku wolności, niemożności wejścia na pokład samolotu, czy jakiegokolwiek innego środka transportu, i w ciągu paru godzin znalezienia się w zupełnie innym świecie. Nie wspominając o pierwszych w ich życiu kolejkach przed sklepami, czy często pustych półkach - braku papieru toaletowego czy płynu do dezynfekcji rąk. Który to płyn, tak przy okazji wtrącę, zyskał bardzo dużo na wartości, i w wielu państwach jego ceny poszybowały wielokrotnie w górę, aż do granic szaleństwa.


Obecnie więcej jest osób zarażonych poza Chinami, niż w Chinach, skąd koronawirus wziął początek. W USA, a przynajmniej w Kalifornii, zalecany jest "social distancing" - nie zbliżanie się do nikogo na odległość bliższą niż 3 stopy (jakieś 1,5 metra) i odwoływanie wszelkich zgromadzeń większych niż 50 osób [edit: teraz już znacznie mniej]. Od 16 marca (o północy) zaczęło się "shelter-in-place", a wszelkie restauracje, bary, sklepy inne niż spożywcze oraz apteki, zostały zamknięte (podobno można jeszcze zamówić w restauracji jedzenie z dowozem). 
Mój mąż w końcu również nie poszedł do pracy [choć dziś, trzy tygodnie później, już do niej wrócił - ze względu na wymagania klienta, którym jest jedno z największych miast w Stanach]. Stojąc w mega-kolejce dziś w sklepie (wyskoczyłam kupić jeszcze pieczywo, płatki, jajka, myślałam też o mleku, ale odbiłam się od pustych półek po mleku..) usłyszałam w "rozmowach kolejkowych", że planowane jest w krótkim czasie zamknięcie wszystkich okolicznych mostów [ostatecznie nie zostały zamknięte, z uwagi na to że jednak są osoby, tzw."essential workers", które muszą jeździć tamtędy do pracy]. Cieszę się, że mąż zdecydował, że od jutra nie pójdzie do pracy [choć teraz ubolewam, że do niej wrócił]. Jeszcze by nam utknął po drugiej stronie..
Według stanu na 16 marca (oficjalnego, bo prawda może być zupełnie inna, i dużo gorsza) zarażonych jest 4.200 osób w USA, odnotowano przynajmniej 73 zgony w 16 stanach [dziś, 6 kwietnia, zarażonych w USA jest 330 tysięcy, zmarło już 8.910 osób..]. Na całym świecie zarażonych jest 179 tysięcy ludzi, a zmarło 7 tysięcy osób [stan na 6 kwietnia: odnotowano 1.296 tysięcy zakażeń, a zmarło 71.236 osób..]. To jednak tylko stan na teraz, bo już za godzinę dane będą zupełnie inne [co zresztą widać... pomiędzy dniem, kiedy zaczęłam pisać ten post, a dniem kiedy go kończę, minęły 3 tygodnie..].

Na mnie chyba największe wrażenie robią zdjęcia dużych, opustoszałych miast, tych które zawsze tętniły życiem - tam pustka robi piorunujące, katastroficzne wrażenie.. U nas, "na wsi", przy naszym stylu życia, można rzec że na oko (!) dni nie różnią się od tych, które były wcześniej. Nasze życie towarzyskie nie mieniło się wszystkimi kolorami tęczy, i nadal tak (siłą rzeczy) jest. Na pewno brakuje nam za to szkoły, placów zabaw, WYJAZDÓW WSZELAKICH(!), i wszystkich spotkań dziecięcych i okołodziecięcych.. Na razie nadal wychodzimy na spacery (choć czasami, gdy pogoda nieciekawa, nawet wychodzić nam się nie chce i do wyjścia, choćby najkrótszego, namawia jedynie rozsądek). Tak więc spacery, rowery, czasem sklep - życie "jak zwykle". W naszej sytuacji - teoretycznie - nie brakuje nam nawet rodziny, a na pewno nie bardziej niż zwykle - przecież i tak nie widujemy się z nimi częściej niż dwa razy do roku... Teraz jednak ta świadomość jest trudniejsza do ogarnięcia.


Jak to optymistycznie napisała jedna z moich koleżanek, pozostawionych w Indiach, "w końcu będę miała okazję zająć się homeschoolingiem", który chodził mi czasem po głowie, a którego się tak obawiałam. Tzn.obawiałam się, że się do tego po prostu średnio nadaję. Teraz nie mam wyjścia, faktycznie muszę się nadać. Nasze pierwsze dni "robocze" w tym tygodniu wyglądały mniej więcej tak:
D1: ćwiczyliśmy jogę z internetu - wersję dla mam i dzieci, pograliśmy w piłkę na trawie, obejrzeliśmy program edukacyjny o królikach.
D2: zaliczyliśmy wyprawę na rower, zrobiliśmy zapiekane muszle makaronowe nadziewane mięskiem w sobie pomidorowym, poczytaliśmy książkę po polsku i po angielsku, zrobiliśmy matmę w aplikacji ze szkoły, posprzątaliśmy garaż i wprowadziliśmy do niego w końcu auto.
D3: zaliczyliśmy "reading" (nie było łatwo, wydaje mi się że materiały są dla ciut starszych dzieci i bez mojej pomocy niektóre punkty były nie do zrobienia), matmę (Fi lubi, więc sam się do tego garnął), pograliśmy w piłkę, potem Fi z tatą pojechał na rower (żeby mama nabrała sił). Były też gry (bingo, karty), segregowanie zabawek, no i clue dnia - movie night! Potrzebne materiały: stara, duża tablica średnio nadająca się do pisania, prześcieradło do zrobienia ekranu, pokój gościnny, oraz wielki materac, na którym bardzo przyjemnie nam się leżało. No i projektor, się rozumie. 
Szukałam filmu "O psie, który jeździł koleją", niestety bez skutku. Skusił mnie za to "Lassie, wróć!" w wersji z 1946 roku. Obawiałam się, czy film będzie do przejścia dla 6-latka, ale trochę to kwestia odpowiedniego marketingu, haha, a trochę tego, że okazał się nie taki trudny - i mamy sukces!

Odkryłam też Empik Go - znajduję tam fajne audiobooki dla dzieci. Odkopałam książkę do nauki polskiego dla 2-klasistów, z płytkami z poleceniami, piosenkami, i czytankami - i Fi chętnie ją przerabia, z moją pomocą ofkoz, ale matkę to cieszy, bo odciąża, i daje poczucie wypełnionego w trosce o język ojczysty obowiązku.
(...) Dziś, po 3 tygodniach samo-kwarantanny (niemalże, no bo nie oszukujmy się, tak to wygląda), muszę powiedzieć, że da się żyć, ale na pewno nie jest łatwo. Choć i tak mamy lepiej niż wiele innych rodzin, które na ten przykład mieszkają w bloku, a na domiar złego nie mają balkonu. My mamy chociaż - w razie czego - to nasze wybrukowane niezbyt urodziwą kostką patio. A nawet dwa.. Ostatnio nie korzystamy, bo pogoda parszywa, ale czasami jak słoneczko przygrzeje, to okoleni z każdej strony płotem, nie czując dzięki niemu wiatru, możemy zamknąć oczy i wyobrazić sobie, że nic się nie zmieniło. 

(Tymczasem w Polsce):
Wprowadzono zakaz (uwaga) wchodzenia do lasu.. Ponieważ niejako ludzie całymi gromadami okupowali zarośla okalające lasy, piknikując i gromadząc się jak nigdy. Do lasu za to nadal mogą wchodzić myśliwi.. Sklepy wyznaczyły godziny, w których zakupy mogą robić seniorzy. Wprowadziły maksymalną ilość osób, gdzie na każdą sklepową otwartą kasę przypadać ma góra 3 klientów błąkających się po sklepie. Przed sklepami wyznaczone są linie dla zachowania odpowiedniej odległości pomiędzy ludźmi, którzy ustawiają się w kolejkach.

Tak więc sytuacja zdecydowanie wyjątkowa. Nie wiadomo jeszcze, czy w Polsce 10 maja odbędą się wybory prezydenckie, choć partia rządząca robi wszystko, by tak się stało, próbując wprowadzić zasadę głosowania korespondencyjnego dla wszystkich, a chodzą słuchy, że nawet przymierza się do tego by wprowadzić ...karę więzienia, jeśli ktoś ośmieli się nie odesłać karty do głosowania. Także robi się ..ciekawie. Jeśli przetrwamy, będzie to pewnie dla nas jedno z dziwniejszych, mocniejszych przeżyć, które nie wiem jeszcze, jak wpłyną na ludzi, stosunki między nimi, przyjaźnie. Bo że na ekonomię krajów wpłyną bardzo, bardzo źle, nie mam niestety wątpliwości, choć żaden ze mnie ekspert. Nasze państwo nie ma żadnych możliwości by wesprzeć w wystarczającym zakresie małe firmy - więc biznesy, te mniejsze, ale pewnie i te większe, prędzej czy później padną. Spora część ludzi zostanie bez pracy, bez środków do życia, a zamknięci dodatkowo w domu mogą nabawić się realnych problemów egzystencjalnych, nie mówiąc już o depresji.. Pamiętać też trzeba o tych, którzy we własnym domu wcale nie czują się bezpiecznie - i, by poczuć się bezpiecznie, z domu raczej uciekali. 

Trudne czasy. Obyśmy sobie z tym poradzili. Tymczasem, trzymając dystans, używając rękawiczek i maseczek, ograniczajmy zakupy, w miarę możliwości oferujmy pomoc starszym osobom, czy tym w kwarantannie, no i starajmy się nie zwariować w tych domach. A w tym wszystkim z całych sił próbujmy nie dopuścić do uzależnienia naszych dzieci od internetów - bo to kolejne ważne i wcale niełatwe wyzwanie tych nowych czasów. 
Trzymajmy się, i trzymajcie się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz